Do wychowania dziecka potrzeba całej wioski. Kiedyś do pomocy w opiece nad dziećmi miałyśmy mamy, babcie, ciocie, sąsiadki, starsze dzieci. Nie zostawałyśmy same z macierzyńskimi trudami, problemami i bolączkami. W dzisiejszych czasach nie dość, że często mieszkamy z dala od rodzinnych miejscowości, same nierzadko stawiamy się w sytuacji, w której musimy samodzielnie zająć się wszystkim, co dotyczy dziecka. Bo zrobimy to najlepiej. Bo dobre matki tak robią. Bo tego się od nas oczekuje. Czasami nie mamy na to wpływu. Czujemy się samotne.

Reklama

Nocna samotność matki

W macierzyństwie nie brakuje chwil, kiedy czujemy, że jesteśmy samotnymi wyspami. Same z niekończącym się nocnym karmieniem, same z ząbkującym niemowlęciem, same z jego kolkami, samotne z nieutulonym płaczem, na który nie działa noszenie, głaskanie, śpiewanie, słodkie słówka. Ba! Nawet szum suszarki jest wobec niego bezsilny!

Czasami mamy wrażenie, że nasz świat stoi w miejscu, a ten za oknami pędzi z prędkością światła. Ludzie gdzieś wychodzą, z kimś się spotykają, robią coś miłego, coś dorosłego. A my w czterech ścianach sypialni, nocą, z ukochanym dzieckiem u piersi, które znowu trzeba przewinąć, znowu podnieść do odbijania. Obok chrapie mąż, w jego snach świat rozpędzony, a on w pelerynie superbohatera brawurowo ratuje ludzkość przed pędzącym w stronę Ziemi meteorytem-gigantem. A my obok, bezsenne, odpowiedzialne, czuwające. Noc karmi naszą samotność, podczas gdy my karmimy nasze dzieci. Nas przygniotła już planeta olbrzym.

Macierzyństwo to milion synonimów wspaniałości

Trafnie oddała to Chrissie Jones, autorka bloga onehangrymama.com, która napisała: "Czasami macierzyństwo jest samotnością. I nic w tym złego, bo wiesz co? Jest także satysfakcjonujące. I wzbogacające. I porywające, i oszałamiające, i ekscytujące. I można je określić jeszcze milionem innych synonimów słowa ‘wspaniałe’".

A kiedy twojemu dziecku wyrżnie się w końcu ten oporny ząbek, kiedy po raz pierwszy świadomie uśmiechnie się do ciebie, kiedy zje pierwszą marchewkę, prześpi pierwszą noc, zrobi pierwszy krok, poczujesz, że było warto. Że to wszystko miało sens. Na razie możesz znaleźć otuchę w dalszych słowach blogerki:

Zobacz także

"Świat wciąż tam jest, czeka na twój powrót. To tylko taka pora życia. Trudna, ale minie, jak to z porami roku bywa. A do tego czasu pamiętaj o swoim plemieniu. Pamiętaj o wszystkich innych mamach, które czują się dokładnie tak, jak ty i doświadczają dokładnie tego samego, co ty".

Nie jesteśmy same!

Niedawno miałam okazję przeżyć takie plemienne doświadczenie. Moje dziecko obraziło się, bo nie chciałam kupić mu gazetki. Wybiegło ze sklepu, rzuciło na chodnik i płakało wniebogłosy. Stałam nad nim jak posąg cierpliwości i heroicznego macierzyństwa. Byłam kwiatem lotosu. Wsparciem i zrozumieniem. Byłam Matką. Nie Matką Polką, lecz Matką Teresą. Krainą łagodności. Obok nas przejeżdżały autobusy, samochody i rowery, tłumy wysypywały się z tramwajów i przepływały przez pasy, omijając nas sprawnie, nie widząc, nie słysząc, nie zarażając się histerią.

Ale w całym tym zbiorowisku przypadkowych ludzi, hałasów i kroków, zdarzały się też inne matki. Była mama z dwulatkiem w spacerówce. Była kobieta idąca za rękę z dzieckiem w wieku wczesnoszkolnym. I te matki patrzyły. One nas widziały. Widziały moje dziecko i widziały mnie, współmatkę. Uśmiechały się do mnie, próbując dodać mi otuchy, a ich spojrzenia zdawały się mówić: "Znamy to, siostro, trzymaj się!". Takie chwile są na wagę złota.

Kiedy następnym razem poczujesz, że jesteś ostatnim dorosłym człowiekiem na świecie, pomyśl o mnie i o moim dziecku na chodniku wielkiego miasta. Pomyśl o tej mamie z zakatarzonym niemowlakiem, z którą zamieniłaś kilka słów w przychodni, o tej z fajnym wózkiem, którą minęłaś na spacerze i o tej, która była wyjątkowo uszczypliwa podczas internetowej dyskusji. One też to czują czasami. Ja to czuję. Wszystkie tam byłyśmy. I było warto!

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama