Reklama

Dorota Zawadzka została wolontariuszką Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, bo jak sama twierdzi, pomaganie jest jej filozofią życiową. Uważa także, że do pomocy warto zachęcać już najmłodsze dzieci. W tym wywiadzie udzielonym nam w 2019 roku wyjaśnia, dlaczego wspiera WOŚP i radzi, jak nauczyć dziecko empatii i wpoić mu chęć pomagania potrzebującym.

Reklama

W naszym wydawnictwie już od kilku lat zakładamy przed Finałem sztab WOŚP. Gdy zaprosiliśmy Cię do udziału, Ty natychmiast zgodziłaś się zostać wolontariuszką. Dlaczego?

Dorota Zawadzka: - Prawda jest taka, że jestem wolontariuszką w bardzo wielu miejscach i często pomagam potrzebującym. Ale rzeczywiście nie robiłam tego jeszcze w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Do tej pory nikt mnie nie zaprosił do udziału w Finale, a sama jakoś nigdy na to się nie zdobyłam, choć zawsze wrzucałam pieniądze do puszek. Żeby było ciekawiej, w tym roku dostałam dwa zaproszenia – od was i ze sztabu w Irlandii. Jednak, ponieważ unikam latania, wybór był dla mnie prosty. Teraz jestem szalenie podekscytowana i czekam z niecierpliwością na 13 stycznia. [W 2021 roku 29. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy odbędzie się 31 stycznia - przyp. red.]

Co daje pomaganie? Dlaczego warto to robić? Oprócz takiego oczywistego powodu, że dzięki temu osoby wymagające pomocy mają szansę ją otrzymać.

- Nie chcę na to pytanie odpowiadać za wszystkich. Dlatego powiem w swoim imieniu. Mój zawód polega na pomaganiu, więc to trochę moja misja. Niesienie pomocy jest też moją filozofią, czymś, bez czego nie potrafiłabym żyć. Dzięki temu czuję się osobą potrzebną – mogę zrobić coś dobrego, uczestniczyć w czymś ważnym, potrzebnym. Jestem otwarta na ludzi, uważna – dostrzegam tych, których łatwo przeoczyć.
A oni często wymagają pomocy, choć boją się czy wstydzą o nią poprosić. Tak naprawdę trudno opisać w kilku słowach, co daje pomaganie. Bo na to składa się wiele pozytywnych emocji, choćby radość, gdy ktoś się uśmiechnie, kiedy pomoc otrzyma. Pomagam na przykład starszym ludziom w domu opieki, odwiedzam oddziały, gdzie leżą chore dzieci, czytam dzieciom, od pięciu lat podczas wakacji prowadzę własną, społeczną i charytatywną akcję edukacyjną – te wszystkie wolontariackie działania wpływają doskonale na moje samopoczucie. Czuję się wtedy wyższa, mądrzejsza, szczuplejsza, to podnosi moją samoocenę. Oczywiście żart, bo przecież nie pomagam ze względu na to, ale to taki świetny efekt uboczny.

Wydaje się, że pomagać mogą ci, którzy czegoś mają w nadmiarze albo przynajmniej nie potrzebują pomocy. Tymczasem do naszego sztabu zgłosiły dzieci z Instytutu Głuchoniemych w Warszawie. Będą wolontariuszami, choć same także wymagają pomocy.

Bo pomagać może każdy! Trzeba tylko chcieć. A przy tym pamiętać, że liczy się każdy gest, każda rzecz czy złotówka. Dla nas może to być drobiazg, a dla tego, kto pomocy potrzebuje, ten mały gest jest kosmosem.

Czyli pomaganie jest proste?

Tak, choć wymaga wysiłku, dania czegoś od siebie. Poświęcenia swojego czasu, talentu, emocji, umiejętności albo pieniędzy (to najprostsze). Jeśli ktoś nie ofiarowuje nic swojego, to nie można tego nazwać pomocą. I tego powinno się uczyć dzieci.

Jak to zrobić? I kiedy zacząć?

Najlepiej zacząć od samego początku. Bo pomagać przecież można mamie, tacie, babci, rodzeństwu. Ta pomoc na początku dotyczy drobnych spraw, np. podania mamie książki, sprzątania zabawek, przygotowania posiłku itd. Potem warto dziecku pokazać, że pomagać można na różne sposoby, czyli np. zabrać kilkulatka do schroniska dla psów, by wyprowadzić je na spacer. Albo kupić koce i zawieźć je do schroniska. Pomaganie to dzielenie się. Ważna jest regularność i stałość, czyli jeśli zobowiązujemy się do wyprowadzania psów na spacery, to robimy to np. co weekend, a nie raz „od wielkiego dzwonu” i tyle. Pamiętajmy także, by pokazać dziecku, że pomaganie jest przyjemne, że daje dużo radości, np. kiedy odwiedzamy schronisko, zwróćmy uwagę dziecka na to, jak zwierzęta na nasz widok się cieszą. Rozmawiajmy o dobrych emocjach. Pomagajmy w kilka osób, to wzmacnia efekt zarówno pomocy, jak i dobrego samopoczucia – buduje charakter.

Zobacz też: Pomaganie – jak go nauczyć, by dziecko było wrażliwe?

Co jeszcze jest ważne w nauce pomagania?

Uwrażliwienie dziecka na innych. Bo przecież pomóc można dopiero wtedy, gdy dostrzeże się potrzebujących pomocy. Zobaczy się ich potrzeby. Może sąsiadka nie może dźwigać i trzeba jej robić zakupy? Może kolega jest kiepski z matematyki i trzeba mu wytłumaczyć zadania tekstowe? Może niewidomego trzeba przeprowadzić przez ulicę? Tym wszystkim ludziom można pomóc, trzeba jednak najpierw ich zobaczyć i o nich pomyśleć.
Kiedy odwiedzam różne szkoły, często namawiam uczniów, by zajrzeli do serwisu Marzycielskiej Poczty i napisali list do chorego dziecka. To drobiazg, ale chore dziecko jest szczęśliwe, dostając taki list. Bo wie, że ktoś o nim pomyślał. To pomyślenie o kimś jest niezwykle istotne.

Umiejętności pomagania powinniśmy zatem uczyć dziecko od początku. Ale dlaczego ta nauka jest tak ważna?

Bo w każdych warunkach: czy to w szkole, w pracy czy w domu powinniśmy umieć pomocy udzielać. Po to, by tworzyć głębokie, prawdziwe relacje z innymi ludźmi. Wrażliwość na innych, to niezwykle ważna kompetencja społeczna.
Co więcej, powinniśmy uczyć dzieci także umiejętności proszenia o pomoc i jej przyjmowania. Często ludzie się wstydzą, gdy o nią proszą, krępują się, kiedy ją otrzymują. A to zupełnie niepotrzebne. Nie ma ludzi, którym nigdy nie trzeba pomagać, czasem każdy z nas jest w potrzebie. I nie ma w tym nic wstydliwego, niestosownego. Zdarza się, że mówimy: „Trzeba mu pomóc, bo on jest biedny, gorszy, słaby”. To nieprawda! Pomagamy, bo on w tym momencie swojego życia potrzebuje pomocy. Jutro my możemy być w jakiejś sytuacji, która tej pomocy wymaga. I to nie jest wstyd.
Choćby wczoraj oglądałam reportaż o człowieku, który przez lata był alkoholikiem. Udało mu się wyjść z nałogu, dostał mieszkanie socjalne i teraz pomaga innym alkoholikom zerwać z piciem. On wie, że zmiany są możliwe, ale potrzebna jest pomocna dłoń. Trzeba umieć ją podać.

A co jeśli dziecko nie chce pomagać innym?

Nie znam takich dzieci. Wręcz przeciwnie. Myślę, że pomaganie, podobnie jak empatia, jest wrodzoną cechą wszystkich ludzi. Dzieci są wrażliwe na innych, zawsze są chętne do pomocy. To dorośli w nich tę chęć czasami zabijają. Mówią: „Zostaw, to na pewno jakiś pijak”, a dziecko nad leżącym się pochyli. Oczywiście może się zdarzyć, że dziecko nie chce z nami np. pojechać do schroniska, bo jest uzależnione od komputera i z pokoju w ogóle mogłoby nie wychodzić. Ale to już zupełnie inny problem. Nie dotyczy on braku chęci pomagania.

To co robić, by nie zniechęcić dziecka?

Dziecko, podobnie zresztą jak dorosły, powinno widzieć efekt swojej pomocy lub o tym efekcie się dowiedzieć, np. że oddając część swoich zabawek do domu dziecka, ucieszy inne dzieci. Powinno także zostać zauważone, docenione. To wzmacnia efekt. Warto również, by usłyszało słowa podziękowania. Może niekoniecznie od obdarowanego, ale od kogoś, kto wspierał.
Parę lat temu przygotowałam ze znajomymi paczki świąteczne dla dzieci znajdujących się w specjalnym ośrodku szkolno-wychowawczym. Wszystkie dzieci dostały to, o co poprosiły w listach: m.in. wózki dla lalek, worki bokserskie, kosmetyki, telefony komórkowe. Wszystko było inicjatywą prywatną. Taką naszą „szlachetną paczką”, tyle że dla dzieci w instytucji. Dzieciaki były przeszczęśliwe. I nikt z nas nigdy potem nawet kartki świątecznej nie dostał od personelu ośrodka. Oczywiście nie żałuję, że to zrobiłam, ale jednak było mi przykro. A jeśli ja, dorosła, tak się poczułam, to jak musi się w podobnej sytuacji czuć dziecko? Ono chce wiedzieć, że przyniosło radość. Jeśli będziemy dbać o to, by dzieci widziały efekt swojej pomocy i mogły się poczuć z tego powodu szczęśliwe, będą pomagać. Dlaczego ludzie tak czekają na Finał WOŚP? Bo od Jurka dostają taką dawkę pozytywnych emocji, podziękowań, energii, że im się chce. Wiedzą, że warto. Także zimą, w mróz, w niedzielę niehandlową. Warto wyjść i wrzucić do puszki pieniążek. Aby dostać serduszko, porozmawiać z wolontariuszami, pośmiać się i czuć dobro. Na tym polega ten fenomen.

Czyli w dniu Finału wychodzimy wszyscy z dziećmi na spacer?

Oczywiście. I wrzucając pieniądze do puszki, tłumaczymy im, że w ten sposób pomagamy innym dzieciom. Bo potrzebują naszej pomocy.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama