
Ja i fotograf przyjeżdżamy do siedziby Orkiestry na umówioną godzinę. Wokół spieszący się gdzieś ludzie. – Prace nad kolejnym Finałem tak naprawdę zaczynają się w dzień po ostatnim – twierdzi rzecznik prasowy WOŚP, Krzysztof Dobies. – Wtedy omawiamy na gorąco, co się udało, nad czym trzeba popracować. Prace trwają cały rok, ale miesiąc przed Finałem zaczyna się prawdziwe szaleństwo. Pomoc sztabom, przygotowanie identyfikatorów, organizacja studia telewizyjnego – to wymaga czasu!
Ale ,,wośpowcy" znajdują ten czas także dla nas, bo oni po prostu tacy są: otwarci, przychylni i pomocni. Lukrowana laurka? A jednak...
Po pierwsze spokój
Martwię się, że nie zdążymy zobaczyć wszystkiego. Ja się denerwuję, a ,,wośpowi" ludzie uspokajają, że na pewno damy radę, że nie ma się co tak przejmować. Uff, no dobrze, to w takim razie, zanim fotograf dojedzie z kartą, ja popytam trochę o aukcje.
Pracowicie, ale z sercem
W najgorętszym okresie jednak praca w Fundacji nie kończy się o godzinie 16 czy 17. Wolontariusze zostają przy biurkach znacznie dłużej, ale nie narzekają na to. – Pewnie, czasem jest się kompletnie wykończonym, – przyznaje Marlena – ale fakt, że pomagamy, dodaje skrzydeł. Bo zdarzają się takie momenty, że do siedziby przychodzi rodzic, by podziękować za sprzęt w szpitalu, który uratował życie jego dziecka. Człowiek unosi się wtedy nad ziemią...
Fabryka identyfikatorów
Zobacz film, jak w 2015 roku wyrabialiśmy identyfikatory dla naszego sztabu:
Co roku przyjeżdża do siedziby około 200 sztabów – z całej Polski, a nawet z innych krajów! Nie zawsze umawiają się na wizytę, czasem pojawiają się zupełnie niezapowiedzianie i wtedy jest naprawdę tłoczno, głośno i wesoło. Powód takiej frekwencji? – Wolontariusze angażują się bardzo mocno w swoje działania, a poza tym chcą się z nami spotkać, pogadać, przekonać się, jak pracujemy, no i zobaczyć się z Jurkiem Owsiakiem – tłumaczy Monika.
Niezapomniane wizyty
Spotkanie z Jurkiem Owsiakiem to dla wolontariuszy ogromne przeżycie, ale nie zawsze jest możliwe. – Przed Finałem jest tak dużo obowiązków, różnych wyjazdów, rozmów, a Jurek tylko jeden – śmieje się Monika. My jednak mamy szczęście. W pomieszczeniu pojawia się Jurek Owsiak. Organizatorzy sztabu wręczają mu oryginalny prezent: replikę pierwszego polskiego motocykla Lech, który został wyprodukowany właśnie w Opalenicy. Chwalą się, ile pieniędzy udało im się zebrać dwa lata temu i rok temu, przedstawiają swoich najmłodszych wolontariuszy. Jurek cieszy się, ogląda prezent, dopytuje o szczegóły, rozmawia z dziećmi i robi sobie z nimi zdjęcia. Mówi szybko, jak to on, ale nie pospiesza nikogo, nie naciska, że musi już lecieć, a kiedy zostaje poproszony o nagranie krótkiego filmiku, który ma zachęcić mieszkańców Opalenicy do wzięcia udziału w 25. Finale, robi to bez mrugnięcia okiem, dorzucając jeszcze garść szczegółów dotyczących opalenickich finałowych atrakcji, które poznał zaledwie kilka minut temu. Oto czym jest uważne słuchanie!
Święto pomagania i radości
Na zakończenie naszej rozmowy zachęca wszystkich czytelników ,,Mamo, To Ja" do zamknięcia na chwilę oczu i zastanowienia się, kim byli ćwierć wieku temu, a w którym miejscu życia są teraz. – A potem jeszcze spróbujcie sobie przypomnieć, co przez te 25 lat przetrwało w takim duchu jak Orkiestra – prosi. Cóż, moim zdaniem – niewiele...
Tymczasem dzieci, które 25 lat temu brały udział w Finale*, same teraz mają dzieci, które za chwilę będą pomagać, a nawet może już pomagają. – Prawdziwa metafizyka – podsumowuje Jurek Owsiak, a mnie przechodzi dreszcz, bo wiem, że ma rację.