
Jeśli masz jakieś pytania lub chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Mamotoja.pl to serwis dla wszystkich rodziców, a także tych, którzy dopiero spodziewają się dziecka. Tylko u nas znajdziecie wiarygodne, eksperckie rady dotyczące ciąży, porodu, zdrowia, żywienia, pielęgnacji i rozwoju dziecka.
Dbają o was i wasze dzieci nasi eksperci oraz nasz doświadczony redakcyjny zespół. Z takimi ludźmi możecie cieszyć swoim rodzicielstwem!
Redakcja Mamo, To Ja
Aleksandra Sokalska
redaktorka naczelna
e-mail: aleksandra.sokalska@burdamedia.pl
Małgorzata Wódz
wydawczyni
e-mail: malgorzata.mazurek-wodz@burdamedia.pl
Hanna Szczesiak
wydawczyni
e-mail: hanna.szczesiak@burdamedia.pl
Olga Juszczyk
specjalistka social media
e-mail: olga.juszczyk@burdamedia.pl
Magdalena Drab
redaktorka
e-mail: magdalena.drab@burdamedia.pl
Ewa Cwil
redaktorka
e-mail: ewa.janczak-cwil@burdamedia.pl
Joanna Biegaj
redaktorka
e-mail: joanna.biegaj@burdamedia.pl
Luiza Słuszniak
redaktorka
e-mail: luiza.sluszniak@burdamedia.pl
Małgorzata Sztylińska-Kaczyńska
redaktorka
e-mail: malgorzata.sztylinska-kaczynska@burdamedia.pl
Katarzyna Imiołek
redaktorka
e-mail: katarzyna.imiolek@burdamedia.pl
Milena Oszczepalińska
redaktorka
e-mail: milena.oszczepalinska@burdamedia.pl
Joanna Lechowicz
redaktorka SEO
e-mail: joanna.lechowicz@burdamedia.pl
Klaudia Stawiarska
redaktorka SEO
e-mail: klaudia.stawiarska@burdamedia.pl
Marta Grabiec
redaktorka SEO
e-mail: marta.grabiec@burdamedia.pl
Biuro Reklamy
Joanna Matejczuk
dyrektorka Biura Reklamy
e-mail: joanna.matejczuk@burdamedia.pl
Justyna Rzeniewicz
e-mail: justyna.rzeniewicz@burdamedia.pl
tel.: 693 153 404
Magdalena Turczyk
e-mail: magdalena.turczyk@burdamedia.pl
tel.: 601 050 789
Promocja
Agnieszka Około-Kułak
e-mail: agnieszka.okolo-kulak@burdamedia.pl
Katarzyna Zalewicz
e-mail: katarzyna.zalewicz@burdamedia.pl

A tak bardzo chciałam być mamą, która będzie miała z córką tę wyjątkową więź… Możliwą tylko między mamą i dzieckiem. Nigdy nie sądziłam też, że mąż zepchnie mnie na drugi plan. Ciąża: najlepszy czas Kiedy zaszłam w ciążę, byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. A jak jeszcze okazało się, że urodzi się dziewczynka – czuliśmy się jakby los wysłuchiwał wszystkich naszych pragnień. Kochaliśmy się, rozumieliśmy, byliśmy zdrowi, mieszkaliśmy w małym domku na przedmieściach... wszystko układało się jak w bajce. Jedyne czego się bałam to pandemia. Szybko poszłam na urlop zdrowotny – jako pielęgniarka nie miałam prawa narażać się na infekcję. Mój mąż pracował cały czas. Jako serwisant aparatury medycznej jeździł po szpitalach w całej Polsce. Tak, to było ryzyko. Byliśmy jednak pełni optymizmu. Zwłaszcza, że cała ciąża przebiegła książkowo. Czułam się bardzo dobrze. Nie mogłam się doczekać, aż Maja pojawi się na świecie. Urodziła się w trzy godziny. Pierwszy rok: no nie było jak w reklamie pieluszek Po pierwszych dwóch tygodniach mąż znów zaczął wyjeżdżać. I wracać do domu w piątek wieczorem, by w poniedziałek skoro świt ruszyć na drugi koniec Polski. Babcie odwiedzały nas… w weekendy, bo wtedy „miały nas wszystkich razem”. Te weekendy były jak święta: rodzinne, pełne radości, chwil odpoczynku dla mnie. Ale od poniedziałku do piątku najczęściej byłam sama z Mają. Ze świadomością, że mąż jest 300, 400 czy 500 km od nas. Musiałam wziąć się w garść. Dziękowałam Bogu, że jako pielęgniarka nauczyłam się zachowywać zimną krew. Nie wpadałam w panikę podczas gorączek przy ząbkowaniu czy płaczu w czasie kolek. Cóż, nie było jak w reklamie pieluszek. Bo nigdy tak nie jest. Rutynę, zmęczenie i samotność pomagały mi przetrwać chwile, których nie oddałabym za nic...

Nie znaczy to, że fundujemy naszej Małej codzienny survival i narażamy na głód, chłód i brud. Po prostu nikt nie robi tragedii z tego, że Tosia nie ma ochoty jeść kolacji (bo skończyło się kakao) lub ma ochotę wyjść bez kurtki przed dom przekonać się, że jest naprawdę zimno… Jej humory nie robią na nas większego wrażenia. Ma kary. Ponosi też konsekwencje swoich decyzji (nie zjadła kolacji – jest głodna). Niestety, mam wrażenie, że w przedszkolu wychowawczynie uważają córkę za dziecko specjalnej troski. Gwiazdka Tosia Nawet wiem dlaczego. Córka pięknie śpiewa. Może odziedziczyła talent po tacie, może to zasługa tego, że niemal od pierwszych jej dni życia raz w tygodniu chodziłyśmy na „Gordonki”, w każdym razie śpiewa bardzo czysto i ma świetną pamięć do dźwięków. Efekt? Zawsze dostaje główną rolę w przedstawieniach, bierze udział w konkursach, no istna frontmenka. Oglądając wszystkie te występy, zastanawiam się, dlaczego nie zmotywują innych dzieci do nauczenia się piosenek czy ról. Tylko Tosia i Tosia. Najwspanialsza, najzdolniejsza, cudowna. Pozostali dostają jakieś krótkie kwestie, a na pierwszym planie – królewna Tosia. Czy muszę pisać, że coraz bardziej przewraca się jej od tego w głowie? Piżama w jednorożce (czyli jak wyszłam na idiotkę) Od 4. roku życia Tosia ubiera się sama. Pewnego dnia uznała, że chce iść do przedszkola w piżamie w jednorożce. Zapytałam, czy to przemyślana decyzja, a kiedy potwierdziła – powiedziałam: „OK”. Uznałam, że sama musi przekonać się, że chodzenie w piżamie do przedszkola jest dziwne, że dzieci mogą się śmiać, etc. Kiedy ją odbierałam – była przebrana w „normalne” ubranie (dzieci mają zapasowe ubranka na wypadek, gdyby się zabrudziły). Wychowawczyni uświadomiła mnie, że przebrała Tosię, bo chyba rano za bardzo się spieszyliśmy....

Ostatnio o tym rozmawiałyśmy. I Marta, i Małgosia odpowiedziały, że miały szczęśliwe dzieciństwo, ale kiedyś było inaczej. Że kiedyś pieniądze nie liczyły się tak bardzo! Zaniemówiłam. One myślą, że kiedyś ludzie dostawali wszystko za darmo… I dlatego kupno zimowych butów kosztowało nas tyle wyrzeczeń? Czy gdyby wszystko było za darmo albo byłoby tanie – jedlibyśmy na zmianę kopytka i naleśniki? Mają, a narzekają Moje córki kojarzą te kopytka i naleśniki z pysznym jedzonkiem z dzieciństwa. I chętnie robią je u siebie w domach, ale nie dlatego, że nie stać ich na wołowinę, świeże ryby, awokado czy sezonowe owoce przez okrągły rok. A narzekają, że nie stać ich na jadanie w restauracjach tak często, jak tego by chciały. Obie nie muszą się martwić o buty dla swoich dzieci. A narzekają , bo te, o których marzą moje wnuki, kosztują bardzo dużo. Tak samo jeśli chodzi o kurtki czy plecaki. Mają w sklepach jednorazowe pieluchy. A narzekają , że kupowanie na co dzień tych najlepszych – przekracza ich możliwości finansowe. Marta prowadzi z mężem sklep spożywczy, Małgosia i jej mąż są nauczycielami. Uważam, że obie rodziny mają bardzo przyzwoite dochody. Do tego dostają jeszcze co miesiąc po 1000 zł na dzieci (mam czworo wnuków). Ile pieniędzy starczyłoby im na wszystko? Zapytałam, jaki miesięczny budżet sprawiłby, żeby byłyby zadowolone. Obie uznały, że trudno powiedzieć, bo wszystko drożeje: począwszy od pieczywa po raty kredytu. Ale że 20 tysięcy miesięcznie powinno starczyć na bieżące rzeczy i na to, by coś odłożyć. Mówiąc to, naprawdę miały żal do świata, że co miesiąc mają do rozdysponowania po ok. 10 tys. zł. Czyli „zaledwie” połowę tego, co by chciały. Też wolałabym robić im kanapki z szynką niż z pasztetową Wiadomo, że każdy chce dla swojej rodziny jak najlepiej. Ja też wolałabym...