Reklama

Mówimy dzieciom: "Kocham cię", „Trzeba być miłym dla innych”, „Nie ma się czego bać”, jednak słowa nie są jedynymi komunikatami, jakie do nich kierujemy.
W jaki sposób "mówimy" do dzieci poprzez mimikę i gesty? Co się dzieje wówczas, gdy dziecko co innego słyszy, a co innego widzi?
Zapytaliśmy o to Tomasza Kuźmicza, psychologa dziecięcego z Akademickiego Centrum Psychoterapii i Rozwoju Uniwersytetu SWPS.

Reklama

Co jest dla dziecka ważniejsze: to, co do niego mówimy, czy to, co może odczytać z naszej twarzy lub ciała (uśmiech, jego brak, to czy jesteśmy spięci lub rozluźnieni itd)?

Tomasz Kuźmicz, psycholog: Z mnóstwa badań prowadzonych z udziałem dzieci w różnym wieku wynika, że kluczowy jest kontakt pozawerbalny, a więc to co po nas widać, a nie to, co słychać. Dotyczy to zwłaszcza dzieci, które jeszcze nie mówią. To, w jaki sposób rodzic się wobec dziecka zachowuje, jak na nie reaguje i jak wyraża emocje, tworzy między malcem a opiekunem podstawową relację – więź. Rodzaj tej więzi ma wpływ na rozwój (np. budowanie podstawowych przekonań o świecie i ludziach) i funkcjonowanie dziecka.

Czy to oznacza, że jeśli np. nie uśmiechamy się do dziecka, ono także nie będzie się uśmiechać?

To nie takie proste, jednak to, czy się do malucha uśmiechamy, czy nie, ma ogromne znaczenie. Wielokrotnie badano dzieci mam, które cierpiały na depresję poporodową, objawiającą się
m.in. zahamowaniem emocjonalnym, mniejszą ekspresją, niepokojem. Badane maluchy uśmiechały się rzadziej niż inne, częściej płakały, były bardziej skore do wyrażania frustracji czy niezadowolenia. Przejęły emocje swoich mam. Oczywiście to nie oznacza, że jeśli nie uśmiechamy się do dziecka, to koniec i że ono już nigdy nie będzie tego robić. Wpłynie na to wiele innych rzeczy, m.in. temperament samego malucha, to jak wobec dziecka zachowują się pozostali opiekunowie etc. Nie ma jednak wątpliwości, że cała sfera pozawerbalna, tzn. mimika, gesty, transfer emocji (czyli wzajemne zarażanie się stanami emocjonalnymi) jest dla jego rozwoju bardzo ważna.

Przeczytaj także: Depresja poporodowa - można ją pokonać!

Mama nie ma wpływu na to, czy ma depresję poporodową czy nie. Czy to oznacza, że w takiej sytuacji rola taty, który może "zarazić" dziecko pozytywnymi emocjami jest szczególnie ważna?

Tak, zdecydowanie, zwłaszcza, że jego zaangażowanie jest potrzebne, by zwiększyć szansę na wyjście mamy z depresji. Dużo się mówi o unikalnej więzi mama-dziecko, ale więź dziecka z ojcem jest równie ważna, silna i wartościowa, o ile ojciec będzie ją oczywiście budował.

Przeprowadzono kiedyś głośny eksperyment o nazwie "Kamienna twarz". Na czym polegał i co z niego wynika?

Podczas tego eksperymentu badano, jak dziecko reaguje na zachowanie opiekuna (mamy). Na początku dorosły uśmiechał się do malucha, zaczepiał go itd., a on odpowiadał mu tym samym. Gdy twarz dorosłego przestała cokolwiek wyrażać, przepływ emocjonalny między nim a dzieckiem został odcięty. Dziecko było zdezorientowane. Początkowo próbowało przywrócić kontakt, potem denerwowało się, wreszcie wycofywało z relacji, traciło zainteresowanie kontaktem. Nagłe zahamowanie przepływu emocji było dla niego niepokojące, trudne do zniesienia. Mówi się wręcz o tym, że taka sytuacja jest bardziej bolesna niż fizyczna nieobecność opiekuna. Wniosek? To właśnie wymiana emocjonalna, a nie fakt, czy opiekun jest w pobliżu, czy nie, jest najważniejsza.

Eksperyment "Kamienna twarz" – Zobacz, co się dzieje, gdy mama przestaje reagować na zaczepki dziecka:

Dlaczego ta wymiana emocjonalna jest taka ważna?

Bliski dorosły (jego zachowanie, mimika) to dla dziecka najważniejsze źródło informacji. Malec patrzy na niego i w ten sposób dowiaduje się, np. tego, czy jest bezpieczny albo jak ma postąpić. Doskonale to widać np. wówczas, gdy się przewróci. Zanim zacznie płakać, patrzy na opiekuna, sprawdza jego reakcję, tak jakby pytało: „Stało mi się coś?”. Podobnie jest przy innych okazjach... Dlatego tak ważne jest, by mały człowiek mógł ufać dużemu, by ten duży był dla niego przewidywalny i by nie wprowadzał go w błąd.

Skoro kamienna twarz rodzica jest tak dezorientująca dla dziecka, to co się dzieje wtedy, gdy nasz wyraz twarzy jest nieobecny, bo np. z trudem oderwaliśmy wzrok od smarftona?

W takiej sytuacji dziecko również może być zdezorientowane. Nasza uwaga jest dla niego nagrodą. Jeśli często patrzymy na nie nieuważnie, dziecku nie jest przyjemnie. Dowiaduje się wówczas, że to, jak się zachowuje, nie ma znaczenia. To trochę jak z zadawanym automatycznie pytaniem "Jak tam w szkole?". Co można na nie odpowiedzieć poza rzuceniem (także na odczepnego) "Dobrze"?

Przeczytaj także: Co czuje dziecko, gdy ciągle używasz przy nim telefonu?

A co się dzieje w głowie dziecka, gdy mówimy mu: „Nie ma się czego bać”, a równocześnie jesteśmy spięci i widać po naszej twarzy, że jest inaczej?

Jeżeli rodzic jest spięty (i np. ze zdenerwowania zaciska szczęki), dziecko także takie będzie, niezależnie od tego, co od niego usłyszy. To widać np. podczas pierwszych dni w przedszkolu. Gdy opiekun jest pełen wątpliwości, nie radzi sobie z własnymi emocjami, dziecko także się boi. Najbardziej niepokojąca jest jednak sama niespójność komunikatów, to, że co innego słychać, a co innego widać.

Co jeszcze może wyniknąć z takiej niespójności?

Możemy nieświadomie nauczyć dziecko, że są tematy tabu, takie, których lepiej nie poruszać. Tak się dzieje np. wówczas, gdy rodzic ma jakiś problem, jest zdenerwowany albo płacze, ale na pytanie malca odpowiada, że nic mu nie jest. Dziecko uczy się wtedy, że nie wolno pytać. To bardzo szkodliwa sytuacja. Maluch nie rozumie, co się dzieje, nie może nic zrobić, a przecież widzi, że rodzic cierpi.

Czy poprzez gesty albo mimikę możemy niechcący przekazać dziecku coś, czego wcale byśmy nie chcieli, np. nasze uprzedzenia?

Oczywiście. Szereg badań potwierdza, że czasem co innego deklarujemy, a co innego wynika z naszego zachowania. Mowa o tzw. utajonych postawach. Możemy np. mówić dziecku o tym, że trzeba szanować wszystkich, niezależnie od statusu, koloru skóry i wyglądu, ale niewiele z tego wyniknie, jeśli sami innych nie szanujemy. Nasza prawdziwa postawa ujawni się w mimice, gestach, tonie głosu. Jeśli chcemy wpoić maluchom jakieś wartości i nauczyć je jakiegoś sposobu postępowania, musimy sami mieć te wartości i według nich postępować. Dzieci uczą się obserwują nas i naśladując. I robią to od momentu urodzenia.

Kiedy jeszcze robimy zamieszanie w głowie dziecka?

Np. wtedy gdy maluch pokazuje komuś język albo przeklina, a my – choć mówimy, że nie wolno tak robić – nie możemy opanować śmiechu. To oznacza dla dziecka jedno: „Wolno tak robić, tacie się spodobało”. W takich sytuacjach warto sobie zadać pytanie: „Czy takie zachowanie będzie dla mnie równie zabawne, gdy moja pociecha powtórzy je mając nie 2, a 5 czy 10 lat?”

A co z gestami?

Jeden gest, np. przytulenie, wzięcie za rękę czy skierowany w górę kciuk, może czasem znaczyć więcej niż 1000 słów. Gesty, mowa naszego ciała są równie ważne jak mimika.

Reklama

Polecamy także: Mamo, tato, zrobimy coś razem? O wspólnym spędzaniu czasu

Reklama
Reklama
Reklama