Reklama

Jedzenie ryb to świetny sposób, by zapewnić dziecku cenne tłuszcze, takie jak DHA i EPA, potrzebne m.in. do prawidłowego rozwoju mózgu. Problem jednak w tym, że reputacja ryb jest ostatnio wystawiona na szwank. Czy podawać je maluchowi, pytamy prof. Kamila Hozyasza, pediatrę z IMiD w Warszawie.

Reklama

Jada Pan ryby?

Moda na jedzenie ryb nie jest niczym nowym. Kilkadziesiąt lat temu też mieliśmy z nią do czynienia. Ulegli jej moi rodzice i tak często podawali mi rybę, że aż mnie to zniechęciło do jej smaku. W tej chwili cenię tłuste ryby morskie, natomiast ze słodkowodnymi mam problem. Jedzenie ich nie jest dla mnie przyjemnością.

Teraz pojawia się także moda na niejedzenie ryb w obawie przed ich skażeniem...

W Polsce ścierają się obecnie dwa prądy. Jeden, żeby za wszelką cenę jeść jak najwięcej ryb, i drugi, żeby postępować rozważnie, bo ryba rybie nierówna.

Co Pan poleca?

Zwracajmy uwagę na to, jakie ryby jemy – czy to ryba dziko żyjąca, czy hodowlana i gdzie ją złowiono. Dla małych dzieci, kobiet w ciąży i karmiących piersią niedopuszczalne jest spożywanie ryb z Bałtyku, który jest bardzo zanieczyszczony.

Czyli fląderka nad polskim morzem odpada?

Odpada. I to zwłaszcza flądra. Powinniśmy kupować ryby żyjące w toni wodnej, a nie denne, do których należy m.in. flądra i halibut. Ich mięso kumuluje najwięcej zanieczyszczeń. Dużo toksycznej metylortęci zawierają również ryby żyjące w ciepłych morzach – z nich pochodzi większość tuńczyków. Jeśli kupujemy ryby morskie, wybierajmy ryby tłuste, np. łososia, śledzia, sardynki, bo to one zawierają najwięcej cennego DHA i EPA.

Łosoś ma obecnie złą opinię...

To zależy, czy mówimy o rybie dzikiej czy hodowlanej. Część ryb dziko żyjących zawiera o wiele więcej zdrowych tłuszczów niż ryby z hodowli. Ale można kupić również łososia hodowlanego, który ma porównywalną zawartość DHA, co łosoś dziki. Wszystko zależy od tego, czym był karmiony – jeśli zbożem lub granulowanymi odpadami rzeźniczymi, co też się zdarza, wtedy jego mięso jest mało wartościowe; jeśli paszą wyprodukowaną w oparciu o ryby złowione w zanieczyszczonych wodach, wtedy jest wręcz szkodliwe. Konsumenci wpadają w wiele pułapek. Czasem cena łososia jest obniżona nawet o połowę. Na zachodzie ludzie są bardziej świadomi, nie chcą jeść ryby, która jest zabijana w okresie tarła, bo wtedy najlepsze składniki pokarmowe, w tym cenne DHA, są kierowane do ikry, a mięso jest ich pozbawione. I to są zazwyczaj te łososie sprzedawane w promocjach.

Żywieniowcy namawiają, aby jeść dużo ryb, tymczasem kupno dobrej ryby wymaga naprawdę sporej świadomości.

Część żywieniowców zapatrzyła się w dietę śródziemnomorską, zapominając, że dieta śródziemnomorska składa się z kilku podtypów, np. Grecy nie jedzą tak dużo ryb jak Hiszpanie. Fascynujemy się różnymi kulturami, ale często powierzchownie. Nie dostrzegłem np. w polskich mediach informacji, że urzekający nas swą kulturą i pacyfizmem Tybetańczycy uważają, że ryb nie powinno się jeść, bo są strażnikami wody i nie mają języka, więc nie mogą plotkować. A zdaniem Tybetańczyków nie ma nic gorszego niż plotkarstwo... Podobnie Mongołowie, którzy kilkaset lat temu zawładnęli całą Azją i częścią Europy, nie mają w swojej kulturze czegoś takiego jak posiłek z rybą.

Czyli można nie jeść ryb i być zdrowym?

Kwasy DHA nie znajdują się tylko w rybach, o czym w Polsce często się zapomina. Ich źródłem może być też żółtko jaj. Dawniej to było dla nas główne źródło tego składnika pokarmowego. Zagranicą podkreśla się, że w mniej zamożnych społeczeństwach łatwiej zapewnić odpowiednią podaż DHA, dbając o jakość żółtka jaj, niż jedząc ryby, których zaczyna brakować. Za około 10 lat będziemy jedli więcej ryb hodowlanych niż dzikich.

DHA z kurzego jaja – tak po prostu?

Ale nie każdego. Jajko z masowej hodowli, w której kury są żywione głównie ziarnem, nie będzie go miało. W Stanach Zjednoczonych bardzo popularne są tzw. greek egs, czyli jaja od kur hodowanych na wzór grecki. Grecy wykazali, że jaja kur, które mają dostęp do terenów zielonych, mają taką zawartość kwasów DHA w żółtku, jaką rekomenduje się do spożycia przez dziecko w wieku kilku lat – czyli kapsułkę z kwasami DHA można zastąpić jednym żółtkiem. Ale to musi być rzeczywiście wolny wybieg dla ptaków, wtedy jedzą one zarówno rośliny, jak i drobne bezkręgowce i kręgowce, które sprawiają, że żółtko jest pełnowartościowe. W Europie są też licencjonowane hodowle, w których kurom podaje się olej lniany. On również sprawia, że żółtko jest zasobne w DHA.

Czy w Polsce są takie hodowle?

Mniejsi hodowcy ekologiczni dodają olej lniany do paszy. Czytajmy etykiety i sprawdzajmy, czy kury były nim suplementowane.

W czym jeszcze spotkamy DHA?

W mleku i jego przetworach, ale pod warunkiem że krowy pasą się na pastwisku. Niestety, w Polsce większość mleka pochodzi od krów żywionych wyłącznie kiszonką kukurydzianą. W Europie, gdy kupujemy mleko organiczne, wiemy, że 60 proc. paszy stanowiła trawa z pastwiska lub siano.

Czyli jednak łatwiej zapewnić dziecku DHA z ryb...

Jako rodzice powinniśmy być bardzo świadomymi konsumentami i stale poszukiwać dla dzieci tego, co najlepsze.

A co z tranem?

Jeśli wyciska się go z całej ryby (a są technologie, które na to pozwalają), ryzyko skażenia substancjami toksycznymi jest mniejsze niż w przypadku tranu z wątroby rybiej, w której kumulują się toksyny. Nie mamy zastrzeżeń, jeśli jest to tran z wątroby dorsza z Morza Północnego, które uchodzi za czyste. Na pewno należy unikać tranu z ryb żyjących w zanieczyszczonych wodach (zarówno z wątroby, jak i z całej ryby). Mamy jeszcze alternatywę w postaci suplementów diety zawierających wyciąg z alg wolnych od toksyn.

Poleca Pan tran swoim pacjentom?

Picie tranu dobrego pochodzenia, szczególnie w okresie jesienno-zimowym, ma sens, zwłaszcza gdy dziecko nie lubi ryb. Ale jeśli jada je chętnie, to jestem zwolennikiem świadomego kupowania dobrych gatunków i podawania ich 2 razy w tygodniu w ilości 100–200 g na porcję. Starajmy się nie opierać żywienia na suplementach. Dążmy do tego, by dieta była zróżnicowana i poprzez swoją różnorodność zapewniała wszystkie składniki pokarmowe.

Prof. nadzw. dr n. med. Kamil Hozyasz, pediatra, pracuje w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie. W obszarze jego zainteresowań naukowych znajduje się żywienie dzieci, środowiskowe uwarunkowania wad wrodzonych oraz ekologiczna opieka nad dzieckiem. Specjalizuje
się również w pediatrii metabolicznej.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama