Szkoły państwowe nie cieszą się szczególnie dobrą opinią. Zarzuca się im, że niszczą w dzieciach naturalną potrzebę uczenia się nowych rzeczy, a sposób nauczania i podejście do uczniów pozostawiają wiele do życzenia. Wie o tym Agnieszka, mama Tymona. Kiedy jej syn w 2 klasie szkoły podstawowej coraz bardziej tracił zapał do nauki, miał problemy z czytaniem, a rodzic zauważyli, że znika też jego radość z uczenia się i odkrywania świata, po namyśle i dogłębnym zbadaniu sprawy, postanowili: edukacja domowa.

Reklama

Przez cały drugi semestr uczyli syna w domu. Pomogła też babcia, była nauczycielka, która wzięła Tymona pod skrzydła przed egzaminami sprawdzającymi, żeby popracować nad obszarami, w których jeszcze miał problemy. – Zauważyliśmy, że efektywność pracy z moją mamą jest największa, bo przy wszystkich urokach nauki w domu, dużo pracy, przynajmniej w przypadku naszego syna, musieliśmy wkładać w to, żeby poważnie traktował naukę z nami – opowiada Agnieszka.

Edukacja domowa w Polsce

Edukacja domowa staje się w Polsce coraz bardziej popularna, a dzieci uczących się w tym systemie przybywa z roku na rok. W roku szkolnym 2015/2016 było ich 6 974 (wg danych Systemu Informacji Oświatowej), czyli o ok. 4 tys. więcej niż rok wcześniej. W tym roku, jak informuje Ministerstwo Edukacji, uczniów korzystających z nauczania domowego jest znowu prawie o 4 tysiące więcej - ze wstępnych danych wynika, że tą formą edukacji w roku szkolnym 2016/2017 objęto 10 836 dzieci. Możliwość nauki w domu polskie dzieci mają od 1991 roku, w myśl zasady, że każdy rodzic ma prawo decydowania o formie edukacji swojego dziecka. Na naukę w domu musi wyrazić zgodę dyrektor szkoły, do której dziecko jest zapisane. Pod koniec roku szkolnego dziecko przystępuje do egzaminu, który sprawdza, czy uczeń opanował materiał na tym samym poziomie, co jego rówieśnicy uczęszczający do szkoły.

Zgodnie z najnowszymi przepisami wniosek rodziców o pozwolenie na realizację obowiązku wychowania przedszkolnego, obowiązku szkolnego lub obowiązku nauki poza szkołą składa się odpowiednio do dyrektora publicznego lub niepublicznego przedszkola, szkoły podstawowej i szkoły ponadpodstawowej. Placówki te muszą znajdować się w województwie, w którym mieszka dziecko, a do wniosku należy dołączyć opinię publicznej poradni psychologiczno-pedagogicznej. Z danych za rok szkolny 2015/2016 wynika, że ok. 90 proc. dzieci objętych edukacją domową zapisanych jest do prywatnych szkół.

Nauczanie domowe w praktyce

Częstą obawą rodziców rozważających homeschooling jest to, że odpowiednie zorganizowanie się i egzekwowanie codziennej nauki będzie trudne. Kasia zrezygnowała z pomysłu właśnie z tego powodu: - Wiedziałam, że zbyt łatwo przychodziłoby mi machnięcie ręką: "aaa, może dziś odpuścimy, pouczymy się dłużej jutro" – przyznaje. Agnieszka nie miała tych problemów - od razu uzgodniła z Tymonem, że uczyć się będą codziennie, w konkretnych godzinach, mogą jedynie zaczynać trochę później niż w szkole. Nie protestował. – Ale myślę, ze idealnie tak na etapie nauczania początkowego byłoby po prostu zamienić się dziećmi z inną rodziną – mówi Agnieszka ze śmiechem.- Przynajmniej mojemu synowi było trochę trudno rozróżnić między mamusią, która przytuli, a ta, która teraz uczy.

Zobacz także

A co z kontaktem z rówieśnikami?

Rozmyślając o edukacji domowej, nie sposób nie wspomnieć o niepokoju o rozwój społeczny dziecka uczącego się w domu. Czy brak kontaktu z rówieśnikami nie wpłynie negatywnie na dziecko? Zdaniem Agnieszki te obawy są nieuzasadnione, a szkolny kontakt z rówieśnikami można zastąpić np. zajęciami dodatkowymi – nauką języka, zajęciami sportowymi. Kasia jest zdania, że akurat ten brak kontaktu z rówieśnikami mógłby być zaletą: - Nie twierdzę, że dziecko nie powinno w ogóle przebywać z dziećmi w swoim wieku, ale widzę po mojej córce, która jest w 3 klasie szkoły podstawowej, że rówieśnicy potrafią być naprawdę bezwzględni i okrutni dla siebie nawzajem, co w przypadku wrażliwego dziecka jest wielkim problemem – tłumaczy. – Moja córka nie raz płakała i prosiła, żeby przenieść ją do innej szkoły, bo dzieci jej dokuczają, a ona bardzo to przeżywa. Dlatego zastanawiałam się przez pewien czas nad homeschoolingiem.

Czy każdy może uczyć swoje dziecko?

Nie trzeba mieć przygotowania pedagogicznego, żeby uczyć dziecko w domu, a materiał z pierwszych klas szkoły podstawowej nie powinien raczej stwarzać trudności. Zaletą tego rozwiązania jest na pewno to, że nie trzeba trzymać się ściśle często nudnych szkolnych podręczników, a uczyć można w atrakcyjny, nieszablonowy sposób – np. ułamki przedstawiać za pomocą klocków Lego, chodzić do na wycieczki do muzeów, oglądać programy naukowe, przeprowadzać domowe eksperymenty. Internet jest kopalnią inspiracji i pomocy naukowych, łącznie ze specjalnymi stronami, na których dziecko może się uczyć (np. Squla).

- Bardzo dbaliśmy o to, żeby zadania, które Tymon dostaje, pasowały do tego, co go akurat interesuje – opowiada Agnieszka. – Wybieraliśmy mu do czytania teksty, o których wiedzieliśmy, że będą go interesować i prawie w ogóle nie ćwiczyliśmy umiejętności czytania z podręcznikiem. Wiele tych czytanek jest po prostu nudnych. Widzieliśmy, kiedy jeszcze chodził do szkoły, że jego trudności nie wynikały z ograniczonych możliwości intelektualnych, tylko braku motywacji. Nie miał motywacji, bo te treści były po prostu nudne!

Jak to pogodzić z własną pracą?

Decydując się na uczenie dziecka w domu, trzeba liczyć się z tym, że podporządkujemy własne życie zawodowe domowej edukacji. Pogodzenie pracy na pełnym etacie z uczeniem dziecka w domu raczej nie jest możliwe. Pozostaje rezygnacja z pracy zawodowej lub wykonywanie wolnego zawodu. Pewne trudności organizacyjne będą się jednak pojawiać także wtedy: - Mój mąż i ja mamy wolne zawody, więc uczenie Tymona odbywało się równolegle z naszą pracą. Czasami musieliśmy się odrywać od pracy, żeby porozmawiać z nim o czymś, co właśnie przeczytał, a czasami on pracował nad czymś, np. coś pisał czy liczył, kiedy my pracowaliśmy – opowiada.

Alternatywna edukacja coraz popularniejsza

Po pół roku nauczania syna w domu, Agnieszka zebrała innych rodziców, zmęczonych edukacją publiczną i teraz prowadzą zorganizowane nauczanie domowe jako Akademia Młodych w Lesznie k. Błonia. Takich grup powstaje coraz więcej i nawet ograniczenie przez rząd subwencji na uczniów uczących się w domu o ok. 40 proc. nie powstrzyma trendu, o czym świadczą tegoroczne dane o liczbie uczniów korzystających z edukacji domowej. Ludzie są zmęczeni wadliwym systemem szkolnictwa w Polsce, metodami nauczania, podejściem do uczniów, nic więc dziwnego, że poszukują alternatywnych form edukacji dla swoich dzieci: nauczania domowego, szkół demokratycznych, waldorfskich, Montessori. Najważniejsze, że jest już wybór.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama