Reklama

Dużo mówi się o tym, że rodzice nie mogą zostawić dziecka samego w aucie, np. gdy idą na zakupy. A czy umieszczenie go w tym czasie w sali zabaw to dobry pomysł?

– Fatalny. Zupełnie nie bierze się pod uwagę, że dziecko zostaje z – być może – atrakcyjnymi zabawkami, ale w obcym miejscu i z obcymi osobami. Nowa zabawka przyciąga uwagę malucha, a rodzice w tym czasie czmychają. I nie wiedzą, co może dziać się po 5–10 minutach. Jeśli planujemy zakupy bez dzieci, zorganizujmy bezpieczne miejsce, w którym można je zostawić. Jeśli brak babci, cioci, wujka, może są rodzice zaprzyjaźnionych dzieci z przedszkola. Szukajmy innych rozwiązań.

Reklama

A jeśli akurat nie można na nikogo liczyć?

– Gdy wyjątkowo musimy skorzystać z sali zabaw, redukujmy czas, który spędza tam dziecko do absolutnego minimum – tyle, ile potrzeba, by szybko dojść do sklepu, zrobić zakupy i wrócić. Niektóre moje studentki pracują w tego typu miejscach i to, o czym opowiadają, sprawia, że zaczynam się zastanawiać, czy jesteśmy wystarczająco dojrzali, by mieć dzieci.

Z czego wynika ta surowa ocena rodziców?

– Mamy do czynienia z przykładami takich zachowań, które stawiają włosy na głowie. Przyprowadzając dziecko do sali zabaw, rodzice zaklinają się, że wychodzą na 15 minut, a wracają po czterech godzinach, zostawiając dwulatka bez picia, jedzenia, w jednym pampersie. Gdy opiekunka dzwoni, ofukują ją, by nie zawracała głowy, bo przecież jej płacą. A niektórzy podają zmyślone numery telefonów...

Co czuje małe dziecko, które zostaje samo?

– Przede wszystkim paniczny strach. Nie wie, co się dzieje. Nawet jeśli zostaje w żłobku czy przedszkolu, to na początku może odczuwać ogromną niepewność, czy jeszcze kiedyś wróci do domu, czy zobaczy swoją mamę. A co ma czuć dziecko pozostawione w obcym, najczęściej hałaśliwym miejscu, w którym często pracują ludzie bez wystarczających kwalifikacji? Absolwentki lub studentki pedagogiki to rzadkość.

Na urlopie rodzicom zdarza się zostawić śpiące dziecko w hotelowym pokoju, aby móc spokojnie posiedzieć, zjeść kolację.

– Takie postępowanie nie mieści mi się w obrazie troskliwych, kochających rodziców. Jeśli powołujemy na świat dziecko, nawiązujemy wobec niego coś na kształt zobowiązania. Podejmujemy się opieki nad nim, od której nie ma przerw. Urlop nie zwalnia nas z funkcji opiekuńczej. Dziecko to istota niebywale twórcza. Ta twórczość może być ukierunkowana na działania, o których my, dorośli, nigdy byśmy nie pomyśleli. To może być dla niego niebezpieczne, ale nawet jeśli nie jest, czy naprawdę spokojne posiedzenie z partnerem czy partnerką przy winie jest ważniejsze od możliwej rozpaczy dziecka? Czy przez tak wiele lat dziecko wymaga naszej obecności non stop? Czy jeśli decydujemy się na potomstwo, nie możemy na czas, gdy jest małe i od nas zależne, zmienić swoich przyzwyczajeń i zrezygnować z niektórych przyjemności?

Co z dzieckiem, które musi zostać samo w szpitalu, ponieważ personel każe jego mamie czy tacie opuścić na noc oddział?

– Wszystkie regulacje ordynatora czy innego lekarza sprzeczne z tym, co mówi karta praw pacjenta czy prawa dziecka, nie mają mocy prawnej. W związku z tym apeluję o ich nieprzestrzeganie! Oddzielanie dziecka od rodzica jest nieludzkie. Trudno mi wyobrazić sobie sytuację, w której mały człowiek bardziej potrzebuje nieustannego kontaktu z rodzicem niż w szpitalu.

[CMS_PAGE_BREAK]

Jak rodzice mogą dochodzić swoich praw, gdy personel wyprasza ich za drzwi?

– Proponuję składać, gdzie tylko się da, odwołania, np. do samorządu, który pełni rolę zwierzchnią wobec szpitala, do NFZ, do rzecznika praw dziecka. A oprócz tego, jeśli rodzicom nie brakuje odwagi, nie dać się wyrzucić.

Czy rodzice mogą uczyć dziecko przebywania we własnym towarzystwie i jak mają to robić?

– Naturalnie, że powinniśmy przyzwyczajać maluszka już od okresu niemowlęcego do rozłąki, do tego, że jeśli nas nie widzi, to nie znaczy, że nas nie ma, ale jesteśmy nieopodal w drugim pokoju czy w kuchni. W ten sposób nim dojdzie do wieku 3–4 lat, zyska pewność, że dorosły opiekun zawsze jest obok. Nie znaczy to jednak, że gdy dziecko skończy trzy lata, mama może zamknąć je w domu i szybko skoczyć do sklepu. Ponieważ doświadczenie wskazuje, że nigdy nie przekona się wszystkich rodziców do jakiegoś postępowania, myślę, że w takich sytuacjach powinno wkraczać prawo, które ma także funkcję wychowawczą.

Cenię sobie takie rozwiązania, które mówią, że np. do 10. roku życia nie można zostawić dziecka bez opieki. Są kraje w których sąsiad po zauważeniu, że 11-latek wraca ze szkoły i otwiera sobie kluczem drzwi, natychmiast dzwoni po policję. Robi to nie dlatego, że jest donosicielem, ale jako praworządny obywatel widzi, że jest łamane prawo ustanowione po to, by chronić dobro dziecka.

Jak duże musi być dziecko, żeby można było zostawić je w domu i wyjść do sklepu na pół godziny czy godzinę?

– Godzinny wypad do sklepu to jest już bardzo długa nieobecność. Wolałabym, żeby dziecko poniżej 9–10 lat tak długiego czasu nie spędzało samo. Dopuszczam krótkie wyjście do garażu, który jest tuż obok. Nigdy nie można być pewnym, że małe dziecko dotrzyma zobowiązań. Rodzice często mówią: „Ale przecież ona mi obiecała, że czegoś nie zrobi, on obiecał, że nie otworzy drzwi i nikogo do domu nie wpuści”. Zobowiązania i przyrzeczenia przedszkolaków i dzieci z młodszych klas szkolnych należy traktować z dużą dozą ostrożności i nieufności. Nie dlatego, że podejrzewamy te dzieci o kłamstwo, ale dlatego, że nie w pełni zarządzają jeszcze swoimi zachowaniami. Zawsze może pojawić się impuls, który sprawi, że mimo najszczerszych intencji zapomną o tym, co obiecały.

Dr Aleksandra Piotrowska jest psychologiem rozwojowym, pracuje na wydziale pedagogicznym uniwersytetu warszawskiego i w Wyższej Szkole Pedagogicznej ZNP. Doradza rodzicom i propaguje wiedzę psychologiczną. Jest ambasadorką kampanii społecznej „Reaguj, masz prawo”, która ma zmienić postawę dorosłych wobec krzywdzenia dzieci.

Czytaj też:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama