Wirus utrudnia transport lekarzy i lekarstw, zamyka placówki medyczne i stale obciąża i tak obciążone lokalne systemy ochrony zdrowia.
„Obawiamy się, że dekady postępu mogą być zaprzepaszczone. Liczba dzieci, które mogą umierać na skutek chorób bardzo prozaicznych, może się zwiększyć nawet o sześć tysięcy dzieci dziennie” – mówi Monika Kacprzak z UNICEF.
„Kiedy dzieciom odmawia się dostępu do usług medycznych z powodu przeciążenia systemu, a kobiety boją się rodzić w szpitalu z obawy przed infekcją, one również mogą stać się ofiarami COVID-19” – mówi Henrietta Fore, dyrektor generalna UNICEF.
Eksperci alarmują, że prawidłowa opieka nad dzieckiem powinna zaczynać się już w trakcie ciąży, ale zarówno matki z dziećmi, jak i kobiety w ciąży boją się chodzić do lekarzy, nawet jeśli mają taką możliwość.
„Ocena stanu płodu online jest niemożliwa, podobnie jak badanie ginekologiczne. Jeżeli pacjentka nie pojawi się na wizycie, może się okazać, że przegapi moment, kiedy dziecko przestaje się rozwijać, kiedy poprzez cesarskie cięcie moglibyśmy je uratować” – zwraca uwagę znana ginekolog-położnik prof. Marzena Dębska.
Lekarze wszystkich specjalizacji zachęcają do wizyt osobistych, które są znacznie skuteczniejsze w wykrywaniu niepokojących objawów niż teleporady.
„Telefonujemy, mailujemy i zapraszamy pacjentów małych na szczepienia, ponieważ uważamy, że profilaktyka jest obecnie najważniejsza” – podkreśla dr Grażyna Gąsiorowska, pediatra i pulmonolog.
„Żadna epidemia, ani wojna, ani inny stan klęski żywiołowej tego nie uzasadnia (unikania wizyt lekarskich – przyp. red.)” – informuje prof. Marzena Dębska.
Z drugiej strony nie brakuje głosów samych rodziców, którzy mówią, że dostanie się do lekarza z dzieckiem, graniczy z cudem, a większość przychodni oferuje tylko konsultacje telefoniczne. Sam Minister Zdrowia zwrócił uwagę na ten problem, stwierdzając, że trzeba zapewnić pacjentom osobisty kontakt z lekarzem.
Źródło: TVN24 BiS
Zobacz też:
W Polsce kolejne szkoły przechodzą na naukę zdalną albo zaczynają pracować w trybie mieszanym: częściowo prowadzą zajęcia stacjonarne, a częściowo tzw. e-learning. Każdego dnia pojawiają się nowe przypadki zakażeń, a koronawirus jest wykrywany zarówno u uczniów, jak i u nauczycieli. Czy to oznacza, że wkrótce polskie szkoły i przedszkola znów zostaną zamknięte? Czy będzie powrót do nauki zdalnej? Koronawirus nie omija szkół i przedszkoli. Po ponownym otwarciu placówek oświatowych 1 września codziennie notowane są przypadki zakażeń u dzieci i kadry nauczycielskiej. Już 204 szkoły w Polsce prowadzą zajęcia stacjonarne łącznie ze zdalnymi, a 64 szkoły przeszły wyłącznie na naukę przez internet (dane na czwartek 17 września, udostępnione przez MEN). To znacznie więcej niż jeszcze 2 tygodnie temu − wtedy tylko 47 placówek pracowało zdalnie i jedynie 12 w trybie mieszanym. Na razie jednak nie mówi się oficjalnie o całkowitym zamknięciu szkół. Co więcej, nawet w przypadku pojawienia się koronawirusa w szkole, na przymusową kwarantannę wysyłana jest jak najmniejsza liczba osób, tak aby placówka mogła pracować normalnie. W szkołach obowiązują ścisłe zasady bezpieczeństwa . Szkoły w Europie nie będą zamykane Nic nie wskazuje na to, by w Europie planowano zamykać szkoły i przedszkola. Mimo że liczba zakażonych cały czas rośnie, rządy stawiają przede wszystkim na izolację chorych, badania na Covid dla nauczycieli i czasowo ograniczone kwarantanny. Co ciekawe, odkąd dzieci wróciły do szkół, nie zaobserwowano lawinowego wzrostu liczby zakażeń w europejskich placówkach oświatowych. Np. w Hiszpanii z powodu koronawirusa zamknięto do tej pory tylko jedną szkołę. Z kolei we Francji na kwarantannę wysyła się tylko osoby, które miały bliski kontakt z zakażonym, a w Niemczech zaoferowano nauczycielom testy, które mają oszacować ryzyko ciężkiego...
23 września w rektoracie Uniwersytetu Medycznego w Lublinie odbyła się konferencja prasowa, na której firma Biomed zaprezentowała pierwszy polski lek na COVID-19. Przedstawiciele spółki poinformowali, że właśnie zakończono produkcję pierwszej partii leku – Immunoglobuliny anty SARS-CoV-2 produkcji Biomed Lublin. W niedługim czasie lek ma trafić do badań klinicznych w czterech ośrodkach: Warszawie, Lublinie, Białymstoku i Bytomiu. Polski lek na koronawirusa Jak poinformowali przedstawiciele firmy Biomed, prace nad produkcją polskiego leku na COVID-19 zakończyły się sukcesem. Udało się wyprodukować preparat Immunoglobulina anty SARS-CoV-2 , który jest skuteczny w walce z tym wirusem. Lek produkowany jest z osocza ozdrowieńców, będzie podawany domięśniowo. Dr Grzegorz Czelej, senator PiS, współtwórca koncepcji leku, poinformował, że „zawiera on przeciwciała neutralizujące, czyli zabijające wirusa”. „Bez osocza nie ma leku” Osocze z krwi ozdrowieńców pobierane jest wyłącznie w Regionalnych Centrach Krwiodawstwa. Są one jedynymi instytucjami uprawnionymi do tego. „Leczenie koronawirusa osoczem ozdrowieńców zaakceptowały już FDA, WHO i polskie Ministerstwo Zdrowia” – powiedział dr Grzegorz Czelej. Marcin Piróg, prezes zarządu Biomed Lublin dodał też, że „bez osocza leku nie da się wyprodukować, nie da się stworzyć osocza sztucznie, dlatego tak istotne jest, by kolejni ozdrowieńcy zgłaszali się do centrów krwiodawstwa”. Jednocześnie zapewniono, że osocze pobierane jest już od jakiegoś czasu i jak tylko Ministerstwo Zdrowia da zielone światło, kolejne parte leku zaczną być produkowane. Naukowcy potwierdzają skuteczność polskiego leku „Naukowcy wypowiadają się jednoznacznie, że lek działa i ma dobre działanie terapeutyczne” – stwierdził senator. Jest szansa, że uda się przeforsować wydanie...
