
Zakupoholiczka? Nie! Matka!
Sezonowa wyprzedaż to wspaniała okazja, żeby wreszcie wziąć się za siebie i za niewielkie pieniądze zamienić ten rozciągnięty dres na ładną sukienkę albo elegancki sweterek. Tyle teorii. W praktyce okazuje się, że zatłoczony dział damski omijam szerokim łukiem, za to dziecięcy przyciąga mnie jak magnes i po prostu nie potrafię mu się oprzeć! Nie, nie jestem zakupoholiczką. Jestem matką.
Tylko jedna bluzka
Miałam plan: wejdę do sklepu tylko na 10 minut, wybiorę sobie JEDNĄ bluzkę i wyjdę. Bez stresu, bez rujnowania domowego budżetu (przecież to z wyprzedaży) i w ten prosty sposób zachwycę męża i koleżanki w pracy. Cóż, bluzkę rzeczywiście wybrałam szybko, ale mój plan nie przewidywał, że tuż obok kasy jakiś sprytny marketingowiec umieścił dział dziecięcy.
Dział dziecięcy
Moje dzieci nie chodzą gołe, ale przecież nic nie zaszkodzi trochę popatrzeć - tak pomyślałam. Godzinę później wciąż tam byłam. Nie mogłam się oprzeć maleńkim sukieneczkom, pastelowym sweterkom i chłopięcym bluzom, które nie miały nieusuwalnych plam ani pourywanych suwaków (w przeciwieństwie do ubrań mojego 6-letniego syna urwisa). Ceny - powiedzmy sobie szczerze- były umiarkowanie atrakcyjne, za to wzory i kroje, zwłaszcza dla dziewczynek, wspaniałe. Widząc te śliczne ubranka rozmarzyłam się, że moja córeczka w nowej, słodkiej spódniczce usiądzie wreszcie spokojnie nad układanką, zamiast wspinać się po meblach, a jej starszy brat w pięknej koszuli będzie ochoczo mył zęby i grzecznie odrabiał lekcje, zamiast grać w piłę w salonie.
Marzenia matki
Matka to istota naiwna - zapłaciłam za moje marzenia...trzy razy więcej niż za swoją JEDNĄ bluzkę. Na pocieszenie (głównie samej siebie) dodam, że w kolejce do kasy spotkałam inną matkę. Też stała z naręczem ciuchów dla dzieci. Widząc jak podaję kasjerce maleńkie sukieneczki, które miały przeistoczyć moją półtoraroczną łobuzicę w aniołka, westchnęła i powiedziała do męża "gdybyśmy mieli córkę, kupowalibyśmy takie ubranka". Po czym zwróciła się do mnie "bo widzi pani, ja mam trzech synów..."
Moja córka jak wspinała się na meble, tak dalej się wspina. Układanka leży nietknięta. Za to ja mam swoje śliczne maleńkie sukieneczki...w szafie. Teraz marzę, że któregoś dnia córka wreszcie pozwoli sobie którąś założyć.

Moja historia zaczyna się dość standardowo, jak u wielu małżeństw, które postanowiło powiększyć rodzinę. Podjęcie decyzji, starania i wreszcie te upragnione dwie kreski na teście ciążowym . Od samego początku bałam się tej przyszłości, chociaż z drugiej strony tak bardzo jej pragnęłam. Było mnóstwo obaw, czy sobie poradzimy, tym bardziej, że moi rodzice, jak i męża mieszkają daleko od nas. Wiedziałam, że liczyć będziemy mogli tylko na siebie , że nie będzie tej pomocnej ręki, która w trudnych chwilach pomoże i wesprze. Tymczasem mijał dzień za dniem, tydzień za tygodniem, a moje obawy topniały, jak śnieg na wiosnę. Dziwne to było, ale im bliżej rozwiązania tym nabierałam większego spokoju. I w końcu nadszedł ten dzień, trochę z zaskoczenia, bo do porodu miałam jeszcze dwa tygodnie . Czuję skurcze, odeszły mi wody płodowe O godzinie 6.00 rano męża obudził budzik do pracy, a mnie dziwne pobolewanie brzucha , takie nieznane mi do tej pory. Nie powiedziałam nic mężowi, żeby się nie denerwował i czasem nie został ze mną w domu, wiedziałam że będzie panikował. Podejrzewałam też, że wyciekają mi powoli wody płodowe , ale odczekałam aż mąż wyszedł do pracy i wtedy poszłam sprawdzić. Jakaś ciecz była, ale skąd mogłam wiedzieć, co to jest, przecież to była moja pierwsza ciąża . Na zegarku była 6:30, więc za wcześnie na wstawanie, położyłam się dalej spać. Skurcze budziły mnie co 8-10 minut, "spałam" tak do 10:00, po czym stwierdziłam, że trzeba jednak przygotować się na wyjazd do szpitala . Wykapałam się, ogoliłam nogi, umyłam włosy i doszłam do wniosku, że jeśli miałabym dziś urodzić, to pewnie zaraz przyjedzie nasza rodzina zobaczyć córeczkę, więc.....należałoby jeszcze trochę w domu ogarnąć. Zrobiłam szybko, co trzeba i chciałam już jechać, sama siebie w...

Czy mamy jedynaków powinny mieć wyrzuty sumienia, że ich dzieci będą się wychowywać bez rodzeństwa? Laura Lifshitz, mama jedynaczki, przekonuje, że nikt nie powinien wpędzać mam w poczucie winy tylko dlatego, że mają jedno dziecko . Przeczytajcie, co napisała w serwisie Popsugar. Zgadzacie się z nią? Czy mamy jedynaków to złe matki? "Mam tylko jedno dziecko i, najwidoczniej, niektórzy uważają, że to straszne. Obcy ludzie to komentują i pytają o moją dzietność: Och, ona musi mieć małą siostrzyczkę albo braciszka, po prostu musi! (Ona, czyli moja córka.) Albo te pytania: Czy naprawdę chcesz mieć tylko jedno dziecko? Tylko jedno. Tak, jakby jedno dziecko nie było samo w sobie darem albo błogosławieństwem. Jakby jedno dziecko było odrażające. Potem, oczywiście, nawałnica komentarzy, bo przecież jedynacy są tacy samolubni i rozpieszczeni albo jedynacy są tacy samotni, mają później o to pretensje do rodziców . Cóż, najwyraźniej bycie jedynakiem przypomina życie trędowatego, jest pełne minusów. Szczerze mówiąc, gotuje się we mnie, kiedy słyszę takie komentarze. Przez większość czasu czułam się fatalnie z myślą, że moja córka najprawdopodobniej będzie jedynym dzieckiem. Po niepowściągliwych wymiotach i dwukrotnym poronieniu zaczęłam myśleć, że może to i lepiej, że bycie mamą to dla mnie jednorazowa sprawa. Później, kiedy rozstałam się z byłym mężem, uświadomiłam sobie, że zegar tyka bardzo głośno. Jestem przed czterdziestką, musiałabym poznać kogoś naprawdę niesamowitego, żeby zajął się mną, gdybym znów miała te wymioty, do tego musiałabym przechodzić przez to wszystko jeszcze raz, dość szybko wziąć ślub. Według statystyk szanse na to są marne i chociaż sklep jest wciąż otwarty , pogodziłam się z faktem, że moje życie pozostanie przedstawieniem dwóch dziewczyn, mnie i mojej córki. To nie jest coś, co...

Idziemy gdzieś z dziećmi, chcemy zrobić dobre wrażenie,a nasze dziecko zaczyna na głos dzielić się swoimi przemyśleniami. Oczywiście w najmniej oczekiwanym momencie zawsze powie coś, czego absolutnie nie powinno. Rodzice postanowili podzielić się "złotymi myślami" swoich dzieci, które nas doprowadzą do śmiechu, ale ich wprawiły w duże zakłopotanie. Oto niektóre z nich: 1. Gdy byliśmy na pikniku rodzinnym w mojej firmie, mój syn podszedł do mnie kiedy rozmawiałem z szefem i zapytał kim jest ten pan, gdy odpowiedziałem że to mój szef, syn popatrzył na mnie i powiedział – to ten dupek, co nie ma rodziny i dzwoni do nas w weekendy? - Michał 2 . Dlaczego pani jest taka stara i brzydka? – zapytał mój 4-letni syn panią dyrektor w przedszkolu. -Konrad 3. Mamo, zobacz – ten policjant ma takie same kajdanki jak te, które znalazłam w twojej szafce! - Ashley 4. Gdy byłam z córką w kościele, moja 3-latka zaczęła krzyczeć na cały głos widząc księdza w konfesjonale, że ona też chce kupę, tak jak ten pan. - Magda 5 .Moja 4-letnia córeczka w czasie kolacji wigilijnej poinformowała moich teściów, że mam owłosioną cipeczkę. - Heather 6 . Mój 6-letni syn w czasie obiadu rodzinnego podniósł bluzkę do góry i pokazując brzuszek zaczął krzyczeć w moim kierunku – mamo, boli mnie brzuch, chyba będę miał miesiączkę ! - Jennifer 7 . Gdy byłam po raz drugi w ciąży, moja córka zapytała skąd się wzięło dziecko w moim brzuchu. Powiedziałam jej, że tata mi włożył dzidziusia, bo mnie kocha. Gdy poszliśmy na zakupy, moje dziecko, które ciągle mnie naśladowało, zaczęło wszystkich informować, że również ma dzidziusia w brzuszku i tatuś go jej tam włożył. - Heather 8 . Gdy byliśmy na dniu otwartym w przedszkolu, mój syn bawiący się z dziećmi w piaskownicy krzyknął – mamo, kichnąłem i wyskoczyła mi...