
Zmęczenie czy irytacja są wpisane w obchody Bożego Narodzenia. Według psychologów to jedno z najbardziej stresujących zdarzeń w roku.
Wiemy, jak święta powinny wyglądać (bo ich idealny obraz lansują gazety, filmy), i staramy się zrobić wszystko, by i nasze takie były. Kosztem odpoczynku i spokoju. Co zrobić, by ten czas był radosny i rodzinny? Nie wymagaj od siebie aż tyle. Naprawdę nic się nie stanie, jeśli okna w sypialni nie będą błyszczeć. Pamiętaj, że nic nie musisz – przymus jest wrogiem dobrego nastroju. Podziel się obowiązkami, by organizacja Wigilii nie była tylko na twojej głowie. Co jeszcze? Wciągnij dziecko w przygotowania i pozwól mu spędzać święta po swojemu (nie chce pierogów? niech ich nie je). Zaakceptuj to, czego nie da się zmienić – będzie ci łatwiej cieszyć się tym, co najważniejsze, czyli rozmowami. Świąteczny nastrój sam nie pojawi się w magiczny sposób :) – zadbaj o niego. Tak jak to zrobiły nasze zaprzyjaźnione mamy...
Nic na siłę, bo nic nie muszę
Do ubiegłego roku Boże Narodzenie spędzaliśmy u babci dziewczynek. Mama męża mieszka w innym mieście, więc wyjazd do niej to cała wyprawa. W zeszłym roku święta po raz pierwszy zorganizowaliśmy w naszym domu. Tylko my i dzieci. Wreszcie kameralnie, bo u teściowej zawsze gwar. Oczywiście o naszej decyzji poinformowaliśmy ją dużo wcześniej. Zbieraliśmy się do tego długo... Było jej przykro, ale wytłumaczyliśmy, że to dla nas ważne, że od czasu do czasu święta spędzimy sami. Gdy już to ustaliliśmy, podzieliliśmy się z mężem zadaniami. Oboje pracujemy, dlatego zakupy zrobiliśmy wcześniej (te produkty, które się nie psują), na raty też sprzątaliśmy. Nastrój świąteczny nam dopisywał, bo o niego dbamy :) Dwa tygodnie przed Wigilią lepimy aniołki z masy solnej. Ja, mąż i dziewczynki. To taka relaksująca czynność, a przy okazji można się pośmiać, porozmawiać. Angażuję też córeczki do dekorowania mieszkania papierowymi gwiazdami, świecidełkami... Od razu jest milej i nam to się udziela. Choinkę stawiamy kilka dni wcześniej, by cieszyć się nią jak najdłużej. Ubieramy ją wspólnie. Gdy jedziemy do teściowej, nic nie przyrządzamy, ale w ubiegłym roku już było trzeba. Kto gotował? Ja i mąż, a dziewczynki nam towarzyszyły! Nie robimy tego na co dzień, więc mieliśmy z tego frajdę. Ustaliliśmy tylko, że jeśli z czymś nie zdążymy, to tego nie robimy. Nic na siłę. To były miłe święta, kameralne, niespieszne... Czy czułam się zmęczona? Absolutnie nie! Spełniona rodzinnie.
Sylwia Opońska, mama trzyletniej Niny i sześcioletniej Igi